Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Powrót do gniazda.pdf/269

Ta strona została uwierzytelniona.

— Mam nogi, pójdę do dworu pieszo — zawołał — szedłem ci dalej, a nic mi się nie stało.
I o kiju powlókł się za nimi powoli, gdy mu w dali dwór wskazano. Po wyjściu ich na plebanii długo jakoś nikt się nie śmiał odezwać. Zaranek potrzebował się wysapać, i nie rychło dopiero zawołał głośno:
Mente captus! ja go dawno znam! Szałaj, Jakób Szałaj! Miał parę wsi pięknych, majętny człek, ale w głowie pstro, oddał wszystko dzieciom, a sam się o kiju włóczy prawdy szukając, a w rzeczy aby burdy stroił, bo nikomu nie przepuści. Baje sam nie wie co, jużby go dawno do szpitala zamknąć należało. Do mnie ma złość, żem mu szaleństwo zawsze zadawał. Ot co!
— A jużcić! — dodał mieszczanin — a pewnie!
— Zuchwały jakiś człek — szepnął wzdychając i pot ocierając z czoła eks-definitor — żeby zaś tak wszedłszy do cudzego domu, zerwać się na wszystkich znanych i nieznanych, za to że spokojnie darów Bożych używają! A cóż to on sobie myśli, tośmy po to nową wiarę przyjęli, aby po staremu morzyć się postami i dyscyplinami katować, a życie przeciwko naturze prowadzić, kiedy pismo powiada: Vae soli!