Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Powrót do gniazda.pdf/27

Ta strona została uwierzytelniona.

mie tak niestworzone do pary? chyba młodość, która łączy i zbliża nawet najsprzeczniejsze żywioły.
Ryży chłopak wskazał na okno kamienicy z uśmiechem.
— Pilno tam wam! nie pora o teologii rozprawiać, gdy ginekologia w sercu i myśli. Idźcież już, bo was tam pewnie piękna Fryda niecierpliwie czeka z wieczerzą i stary Hans wygląda oknem, aby do rozmowy pochwycił. Hej! hej! a cóż będzie, gdy konie zarżą i do Polski każą powracać? Czy się te dobre czasy wittenberskie przypomną??
— Mój Guściu — odparł wzdychając młodzieniec — są w życiu godziny, które się nigdy nie zapominają. Do nich u mnie się liczy pobyt w Wittenberdze z wami; przedysputowane noce białe, przemarzone dnie na przechadzkach, i w pyle starych ksiąg uciekłe godziny.
— I nic więcej? nic więcej? — podchwycił Gustaw ryży śmiejąc się, zniżając głos i wskazując okno — a te chwile, gdyście w śpiew jej wsłuchani mogli zapomnieć o ziemi a śnić o aniołach?
— Cyt! — rzekł kładąc mu rękę na ramieniu wojewodzic, — są to chwile, których słowy kalać się nie godzi. Chowają się ich wspomnienia w duszy na dni głodu i smutku... bo tyle się żyło, co przemarzyło...