Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Powrót do gniazda.pdf/272

Ta strona została uwierzytelniona.

Nazajutrz, gdy wszyscy powstawali, a Tilius nie mogąc się gospodarza i śniadania doczekać, u sług się o niego dopytywać zaczął niespokojnie, okazało się, że go nikt nie widział od wczoraj. W alkierzu nie było nikogo i rzeczy brakło, w kościele też i we dworze nie widziano Zaranka. Około południa, gdy coraz się bardziej o niego niepokojono, przyszły teść dobadał się od innego mieszczanina, iż ten nocą odwiózł proboszcza do blizkiego miasteczka, skąd na inną furę siadłszy, miał gdzieś dalej w świat wyruszyć.
Żegnając się z woźnicą miał doń powiedzieć: Wy nie warci jesteście aby taki człowiek jak ja dla waszego dobra pracował. Niema co u was robić! Powiedzcie tam, niech na mnie nie czekają, więcej już mnie nie zobaczą. Niewdzięcznicy jesteście.
Jakoż nie powrócił już Zaranek i nikt tak dalece nie płakał po nim, wyjąwszy mieszczanina, który się córki chciał pozbyć. Najdziwniejsza rzecz, iż pan pisarz po namyśle posłał do starego proboszcza i pozwolił mu się na nowo instalować w kościele.
— A to już tamtego wolę, choć mnie łajał żem nie pościł, niż tych nowych, którzy dyabła wszyscy warci, — mruknął — dosyć mnie próbki kosztowały.
Lecz że człowiekiem był istotnie „dziwnego