Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Powrót do gniazda.pdf/273

Ta strona została uwierzytelniona.

nabożeństwa“, Tiliusa przez litość do dworu zabrał, a w kościele się nie pokazał.
Sądząc z dawnej gorliwości mieszczan, można się było spodziewać, iż się będą opierali oddaniu kościoła. Stało się przeciwnie, nie ruszył się nikt, milczeli wszyscy. Proboszcz z szopy wrócił do domu i do kościoła; oni szopę zajęli na swe nabożeństwo, a była ich garstka mała, jak się okazało, i wielu z tych co z Zarankiem chadzali, z księdzem się starym pojednali.
Ks. eks-definitor napróżno dzień cały wyczekując na Zaranka, gdy się wyczerpały zapasy spiżarniane, których nie stało na długo, a nadzieja powrotu zbiega straconą została, widząc że tu ślubu nie dostanie, puścił się na furze najętej do najbliższego zboru.
Najszczęśliwszym ten obrót sprawy był dla biednej narzeczonej Zaranka, która dowiedziawszy się, iż nie powróci, ojcu z radości do nóg upadła. Jakkolwiek markotny był stary, musiał jej innego męża szukać i nie uspokoił się, aż wydawszy ją, sam z napatrzoną wdową co prędzej się też ożenił. Nie miał czasu do stracenia, bo liczył sobie pono lat sześćdziesiąt, choć się do pięćdziesięciu tylko przyznawał. I gdy teraz przed nim na zbiegłego niedobrze mówiono, a zwano go łotrem z pod ciemnej gwiazdy, powtarzał, wedle nawyknienia: a pewnie!