Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Powrót do gniazda.pdf/29

Ta strona została uwierzytelniona.

drewniane swawoliły aniołki, z drugiej wisiały obrazy, na półkach pełno było poustawianych srebrnych naczyń i rzeźb z kości i bursztynu.
Od sklepienia zwieszał się bronzony świecznik złocony, którego gałęziste ramiona połyskiwały w blasku ognia i jarzących świec zapalonych na drugim stole pod ścianą.
Gdyby izba była pustą, każdyby się w niej dziewiczego mieszkania domyślił, z takim wdziękiem zebrane tu było wszystko, z tak niewymuszonym smakiem poustawiane. Zarazem musiałby też był pieszczonego domyślać się dziecięcia, którego najmniejsza zachcianka spełnioną być musiała. Kilka krzeseł i stołków rzeźbionych pod ścianami i przy stole okrywały kobiece stroje zrzucone znać po przechadzce. Na jednym jubka oszyta galonami, na drugim cienka zasłona, a przy niej oszyte wstęgami wonne rękawiczki.
W środku ściany wielkie weneckie zwierciadło, w ramach szklannych połyskujących brylantowemi rznięciami i załamy, spuszczało się na pół jakby dla przypatrzenia pięknej twarzyczce, która właśnie sama się w niem smutno jakoś przeglądała. Stała oparta o stół, z główką na ręku i zamyślona; oczy miała wpatrzone sama w siebie, zdając się pytać, dlaczego była tak smutną.
W istocie trudną była odpowiedź na to