Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Powrót do gniazda.pdf/295

Ta strona została uwierzytelniona.

— Mój ojcze — rzekł wojewoda po chwili — gdy człowiek rodziny nie ma, powinien ludziom się starać być pożytecznym. Nie mam celu w życiu, ani komu zostawić co po rodzicach dostałem, — chcę to zostawić Bogu, na chwałę Jego. Radźcie.
Starzec popatrzał.
— Szczęśliwa myśl, panie wojewodo — odezwał się, — lecz pozwólcie mi przypomnieć, że jeśli o synu wiedzieć nie chcecie, macie brata.
— Z bratem nic wspólnego nie mamy, — rzekł wojewoda zimno. — Sam on od naszej społeczności katolickiej odstąpił, zerwał więc rodzinne węzły. Familii blizkiej mi braknie, dalsza dostatnia. Jak się wam zda? zamczysko na klasztorby się bardzo łatwo przerobić dało.
Ksiądz zamilkł.
— Trzebaby się dobrze rozmyśleć, — odezwał się — to są sprawy, za które raz się wziąwszy, cofać się już nie godzi.
— Ja się nigdy nie cofam — dumnie odparł wojewoda — nigdy. Jakiżbyście mi zakon obrać życzyli?
— Panie wojewodo — począł staruszek — i sami lepiej o tem pomyślcie i mnie czas do rozmysłu dajcie. Ja wam w tej chwili odpowiedzieć nie umiem.
Wstawszy i pochodziwszy nieco wojewoda pożegnał go milcząco.