Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Powrót do gniazda.pdf/296

Ta strona została uwierzytelniona.

Nie było potem dłuższy czas mowy o zakładaniu klasztoru, i chociaż ksiądz w kilka dni poszedł na zamek, wojewoda go już o to nie zagadnął. Owszem zdawało się, że nowe jakieś życie w niego wstąpiło: w kancelaryi ruch począł się większy, zaległe papiery wpisywano, przepatrywano i regestrowano księgi, układano archiwum, znoszono wojewodzie akty i dokumenty, które przeglądał.
Spisać kazano ludzi dworskich i milicyę, ściągano inwentarze dóbr, zwoływano oficyalistów. Wojewoda czynniejszym był niż kiedykolwiek. Wnoszono ztąd, że ból zwyciężył i do publicznego życia chciał powrócić. Nie ruszył się jednak nigdzie i zresztą trybu życia cale nie zmienił.
Wielu starym sługom wydzielono potem ziemie, poczyniono nadania i zapewniono żywot spokojny; wielu młodszych odprawiono, dwór zaczęto zmniejszać, milicya miała być rozpuszczona. Na zamku z każdym dniem stawało się puściej i odludniej, część znaczna sal i komnat stała pozamykana; wojewoda jeśli wyszedł, to do sali żelaznej, przed obraz Chrystusów, lub do kapliczki Św. Wawrzyńca, którą na nowo wyporządzić kazał.
W takim stanie ducha i sposobie życia zastał go przybyły nierychło kasztelan Jeremi.
Był to od czasu pogrzebu pierwszy gość.