Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Powrót do gniazda.pdf/30

Ta strona została uwierzytelniona.

pytanie, bo piękniejszej twarzyczki i postaci, bo świeższego, niemal dziecięcego oblicza niktby nie znalazł na sto mil w koło — a takim obrazkom pieszczonym zwykle dobrze bywa na świecie.
I dziewczę miało wszelkie szczęścia pozory, a jednak smutek na czole. Wiek jego trudno odgadnąć było... piętnaście wiosen ledwie przeżyła może... a wykwitła w tym domku kobiercami wysłanym, wśród cacek misternych, jak lilijka biała, delikatna, drobniuchna, że zdawało się straszno zbliżyć do niej, aby jak widmo czarowne nie roztopiła się w mgle sinej. Na twarzy przecie nie było rumieńca, rączki miała marmurowe, a niebieskich, dużych oczów para i maleńkich warg różowe listki zdawały się zapożyczone z cudnego obrazka Van Dyka. Może dla tej piękności tak wątłej, tak bladej i nie ziemskiej trzymano ten kwiatek tak osłoniony i ukryty, pieszcząc i chuchając nań, aby nie zwiądł przed rozwinięciem...
Jasnych włosów warkocze z uplecionemi wstęgami spadały z jej główki na ramiona. Miała czarną sukienkę na sobie, a u pasa torebkę nabijaną złotem.
Strój, ruch i twarz raczej pańskie dziecię niż mieszczańską córkę oznaczały. Ale też córka Hansa Hennichena, cesarskiego złotnika