Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Powrót do gniazda.pdf/300

Ta strona została uwierzytelniona.

Jednakże w głębi duszy, nie dla dóbr, których nie pożądał, lecz dla zupełnego wyrzeczenia się jego, pisarz miał żal wielki do wojewody. Kilka razy nie mogąc wytrwać zrywał się walcząc z sobą, jechać do Rochowa, choć dawał słowo, że tam noga jego nie postanie. Wstyd mu było się cofnąć, a po bracie tęsknił i nudziło go, że się z nim spierać nie mógł. Upór wiele go kosztował, bo nie był w jego naturze. Gdyby był jaki sposób wiedział na zbliżenie się przypadkowe do brata? Lecz wojewoda nie ruszał się nigdzie. Na dworze miał swoich przyjaciół pan pisarz, którzyby mu w takim razie donieśli; lecz co donosić nie było. Znudzony oczekiwaniem, wymyślił nareszcie, iż mu nikt do miasteczka pojechać wzbronić nie może, a choćby w niem posiedzieć. Nużby się trafiła zręczność, nie idąc na zamek gdzieś wojewodę przydybać? Długo się z sobą naradzając, ważąc, nikomu się nie opowiedziawszy, pisarz wyruszył, niby do Poznania a w rzeczy do Rochowa.
— Choćbym go i nie widział, mówił sobie, coś przynajmiej posłyszę.
W gospodzie, w której nikt prawie nigdy nie stawał, bo w owe czasy zajazdy były dla wieśniaków i plebejów a szlachcic o nie nigdy nie zawadził, zdziwiono się wielce pisarzowi, ale mu ją odczyszczono.