Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Powrót do gniazda.pdf/301

Ta strona została uwierzytelniona.

Wieczorem poszedł do księdza. Staruszek zdziwił się odwiedzinom.
— Niema się czemu dziwować, jadę dalej, po drodze mi wypadł nocleg.
— Trzeba było na plebanię zajechać.
— A jakże heretykowi! — rozśmiał się pisarz — mógłby piorun w nią palnąć, choć zimą.
I zaczął zaraz rozpytywać o wojewodę.
Nie umiał ksiądz wiele mu nowego znaleźć do opowiedzenia, ale o klasztorze wspomniał.
— O tem słyszałem — przerwał pisarz — kiedy mu pasibrzuchów trzeba, niech ich sobie sprowadza.
Proboszcz się uśmiechnął.
— Niedelikatną jest miłość wasza, — rzekł — jakżeto przy duchownym tak zwać jego brata.
— Ale ba! waszmość cudze brzuchy głodne karmisz, a swojego nie pasiesz — rozśmiał się pisarz — mów, co tam więcej.
Nie wiele się znalazło.
— Wiesz, mój ojcze, — po chwili przyznał się pisarz, — jabym się bardzo rad z bratem jeszcze spotkał przed Józefatową doliną, niby przypadkiem. Wiem ja, że się to na nic nie zdało, bo ani mnie, ani Januszowi