Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Powrót do gniazda.pdf/305

Ta strona została uwierzytelniona.

Kto ją do grobu sercem żelaznem popchnął? Nie jestem ja bez grzechu, ale nie pochlebiajcie i wy sobie, abyście niewinnymi stanęli na sąd Boży.
— Nie pozywajcie mnie nań — odparł chmurno wojewoda — pójdziemy nań wszyscy, zdać sprawę. Niech Bóg nas sądzi.
W głosach obu czuć było burzę. Ksiądz przerażony stał w pośrodku, zwracając się koleją ku jednemu i drugiemu a błagać się ich zdając oczyma, aby gniewom wybuchnąć nie dali. Wojewoda poruszył się na krześle, ocierając pot z czoła, jakoby już wyjść chciał; potem znać myśl ta, że uchodząc posądzonym być może o lękliwość, wstrzymała go. Oba zresztą, dla tej samej przyczyny, placu opuścić nie chcieli. Pisarz tylko gwałtowniej czując i miejsca zagrzać nie mogąc nigdy, odsunął krzesło zaczynając się przechadzać w ciasnej przestrzeni, jaka mu pozostawała, aby się o brata nie ocierał.
Milczał ponuro wojewoda.
— Będziesz miał tę pociechę — odezwał się wysapawszy nieco pisarz — iż się jeszcze doczekasz tego, że syna do grobu wpędzisz. Biedne chłopczysko zmieniło się, wymizerowało, męczy się i młodości w nim już nie znać. Patrzę nań, jak usycha.