Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Powrót do gniazda.pdf/306

Ta strona została uwierzytelniona.

Nie odpowiedział zrazu wojewoda, potem cicho, ale z siłą wielką rzekł głośno:
— Nie mam syna!...
— Nie potrzebowałeś mi WMość tego mówić — zawołał pisarz — wiemyć o tem wszyscy. Nie masz go, boś nie wart był mieć dziecięcia, dla którego miłości nie miałeś nigdy.
— Panie pisarzu — przerwał wojewoda — pragniesz widzę, bym jak najprędzej stąd wyszedł, bo mi zadajesz chłostę, którąbyś od dawna innego do wybuchu pobudził. Cierpliwości jest miara.
— Toteż i mnie się jej przebrało, — odezwał się pisarz. — Dobrze waści, panie wojewodo, coś zawsze był zimnym i wszelkiego uczucia pozbawionym a o sobieś tylko myślał, dobrze waści znosić, bo z jego temperamentem nic nie kosztuje, ale we mnie krew nie woda.
Wojewoda ruszył się i siadł jeszcze. Nie odpowiadając na to co brat mruczał, zwrócił się ku księdzu.
— Przyszedłem u was, mój ojcze, zwykłe nabożeństwo zamówić za duszę nieboszczki.
— Słusznie, — rzekł pisarz — boś tę duszę świętą na tamten świat wyprawił, i nie wam się za nią modlić, aleby jej prosić należało, aby ona was wsparła i oświecenie wyprosiła.