Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Powrót do gniazda.pdf/313

Ta strona została uwierzytelniona.

dziećby w Krakowie czas jakiś nie zawadziło; wam nie popsuję targu, bo ja teraz złotnictwa nie tknę, na drogich kamieniach zyskuje się więcej, a mnie już i głowa i ręce ociężały. Więc mój kochany Wilms, mieszkania mi się postarajcie. Sam długo żyć nie mogę, dziecko tam tęskni za mną, a ja tu za niem. Niech i ono trochę świata zobaczy... Przywiozę córkę... Kraków mi się podobał.
Zdziwił się zrazu Wilms, lecz przeciwko temu postanowieniu nic mieć nie mógł. Zamiast więc szukać mieszkania dla Hennichena, zaraz mu ofiarował piętro we własnej kamienicy ustąpić, co stary przyjął.
Miało się ku wiośnie, drogi były szkaradne, jednakże nie uląkł się ich Hennichen; konie i ludzie nazajutrz byli gotowi, ruszył obiecując się z prędkim powrotem.
Wilms się domyślał jakiejś sprawy, a że staremu wiele winien był, rad mu służył. Zwolna też zaczęto mieszkanie oczyszczać i wszystko na przyjęcie sposobić.
Gdy po niebytności dosyć długiej pokazał się znów Hennichen w rodzinnem mieście, prawie z taką samą go tam ciekawością witano, jak gdy w podróż wyruszał. Ulicznicy przeprowadzali od murów, studenci podnosili czapki do góry pozdrawiając miłego staruszka, a ledwie się konie ukazały zdala, obie ciocie