Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Powrót do gniazda.pdf/32

Ta strona została uwierzytelniona.

Stało tak dziewczę zadumane przed zwierciadłem, niekiedy drgając, gdy w kominie żywiej sucha buczyna zapłonęła, i byłoby długo nie ruszyło się może, gdyby drzwi zwolna się nie otwarły i nie weszła niemłoda już kobieta. A że na próg wstąpiła po cichu i drzwi przemkniętych nie słyszała Fryda, miała czas wchodząca niewiasta popatrzeć na nią nie spostrzeżona. Zamyślenie dziewczęcia wyraźnie ją przelękło; załamała ręce, zmarszczyła brwi, twarz jej sposępniała. Zaszeleściała jej suknia jedwabna i pobrzękły klucze u pasa. Fryda odwróciła się żywo, postrzegła szpiega.
Wchodząca kobieta, na której czole czarne zębate czółko schodzące nizko stan wdowi oznaczało, była niemłoda, z twarzą żółtą, długą, pomarszczoną, i oczyma mocno wypukłemi. Skromny jej ubiór ciemny, domowy, nie odznaczał się niczem, a wyraz nieodgadnięty oblicza, pełen słodyczy i pokory, odstręczał raczej niż pociągał ku sobie.
Dziewczę też zobaczywszy ją nie stało się weselszem, ale zdało się zakłopotanem. Upadłą na ziemię chusteczkę podniósłszy, opamiętała się i pobiegła ku ławce, na której cytra leżała. Zdjęła ją z przed ognia troskliwie i schowała do szafy, potem zaczęła się krzątać przy stole, ustawiając porozrzucane sprzęciki.
Ochmistrzyni, a razem pokrewna domu,