Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Powrót do gniazda.pdf/321

Ta strona została uwierzytelniona.

od niedawna. A! jakżem szczęśliwy, — zawołał — jakżem szczęśliwy.
Fryda przypatrywała mu się pilnie. Tylko rozpromienienie tem szczęściem mogło złudzić na chwilę: w miarę jak twarz do zwykłego wracała wyrazu, dostrzegło dziewczę strasznej zmiany, jakiej uległa od czasu, gdy wesół, pełen nadziei, rumiany, żegnał Wittembergę. Janusz zestarzał od trosk: wychudła i zapadła twarz blada, oczy tylko świeciły w niej blaskiem gorączkowym, na młodem czole znalazły się zmarszczki pierwsze.
Na licu dziewczęcia wiosenna podróż i nadzieje rozkwitły rumieńcem; była piękniejszą jeszcze, zdawała się silniejszą, wiotka ta różyczka biała nabrała barwy od słońca. A ślicznie jej było w świątecznym stroju, z zaplecionemi w łańcuszki złote kosami, w sukni bramowanej z forbotami, z paskiem nabijanym i torebką misterną u boku.
Uśmiechała mu się milcząca, gdy ciocia, nie wiedząc co czynić z sobą, przysuwała krzesło i oglądała się niespokojna. Słowa jeszcze znaleźć nie mogli na ustach, gdy stary Hennichen wszedł: stanął, ręce jak do uścisku z podziwienia otworzył i z nieudaną radością pobiegł ku Januszowi, o którego przybyciu nie wiedział.
Jęli się tedy rozpytywać oba. Zręczny oj-