Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Powrót do gniazda.pdf/329

Ta strona została uwierzytelniona.

— I Bóg ci wiele przebaczy, boś wiele kochać umiał. Ani ja ci win twoich nie pomnę. Boleję tylko, że ci Opatrzność nie dała więcej wytrwałości w dobrem, więcej stałości i lepszego poznania własnych uczynków.
Pisarz na zdrowego byłby się zagniewał, zmilczał przed chorym i powoli u łoża przysiadł.
— Czem to ja tak pobłądził? — spytał.
— Pobłażaniem wiele. Czuję się niedobrze i czas przyszedł, gdy ci powiedzieć mogę prawdę raz jeszcze. Któż wie, co mi Pan Bóg przeznacza? Zgrzeszyłeś odrywając się od kościoła, od spółki wiernych i od narodu i rodu twojego. Obcy ci zamącili głowę. Będziesz tego żałował.
— Słuchaj, — odparł pisarz — jeślim pobłądził, uczyniłem to nie przeciw wierze, ale dla wiary. Chciałem ją widzieć czystą, Chrystusową, ewangieliczną, taką, jaką była w pierwszych wiekach. Kościół zarażony był i jest nadużyciami wiekowemi.
— A czemuż nie miałeś ufności w kościele samym, iż on się z ludzkich pęt otrząsnąć potrafi? A ufałeś maleńkim i niespokojnym duchom, co w buncie przeciw powadze jego szukali ocalenia? Patrzże na skutki: rozerwany naród, rozdzielone familie, poróżnieni bracia, rozdarte królestwo, zniszczona powaga — niema granic temu, gdzie się ma skończyć