Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Powrót do gniazda.pdf/334

Ta strona została uwierzytelniona.

Nie rozpaczał wcale, że się to jeszcze da może uczynić, a tymczasem postanowił kłamstwem się pobożnem salwować.
Ujrzawszy wlokącego się pisarza krokiem powolnym, z twarzą wybladłą, co żyło wytoczyło się z gospody przeciwko niemu. Janusz pierwszy przypadł doń, wymawiając mu, że ich w takim niepokoju rzucił i naraził się na jakiś wypadek. Dwór całując go po rękach, narzekał, że pan nikomu nie kazał iść za sobą.
— Ale dajcież mi pokój — zawołał pisarz rozrzewniony nieco — próżne wasze turbacye i domysły. Tylkom głupstwo zrobił, jak to u mnie nie nowina, ale mi się i nic nie stało i nic stać nie mogło. Jak młodzieniaszek siadłem grać w kości i po wszystkiem.
Pisarz grywał wprawdzie i kubki lubił, lecz nigdy tak zapamiętale, aby im sen poświęcał. Dziwnie się więc tłómaczenie wydało. Trzeba je było przyjąć wierząc czy nie, a stary pomruczawszy, ledwie się rozdziawszy padł na łóżko i zmożony usnął twardo. Nim wszakże położył się, rękodajnemu szepnął, aby go pod karą gniewu i niełaski zbudził za cztery godziny. Janusz poszedł do swej izdebki i w domu ucichło. Rozkaz przebudzenia i tłómaczenie, jakiem ich zbył pisarz, dawało się wiele domyślać.
Zaledwie wstawszy potem, ubrał się, po-