Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Powrót do gniazda.pdf/341

Ta strona została uwierzytelniona.

— Jaka to nauka? co za nauka? każdy uczy inaczej, jakby żadnej nie było. A no, ludzie się rozprysną i pójdą na noże! — krzyknął pisarz — już mi ty nie mów nic.
Zmilczeć było potrzeba. Janusz na krzesło padł i tak na niem pozostał jak przybity. Niespodziewana zmiana w stryju, wiadomość o chorobie ojca, odjęły mu na chwilę przytomność; tarł czoło, jakby chciał odpędzić myśli, które go oblegały.
Pan pisarz legł na łóżku.
— Idź, spocznij — rzekł — rozmyśl się: ojciec żyje, na skruchę czas, poprowadzę cię do niego, wyprzesz się tych bałamuctw i pobłogosławi. A któż wie? to mu życie przywrócić może.
Nie słuchając już coraz cichszego mruczenia pana pisarza, któremu, mimo gwałtownego uczucia, oczy się kleiły do snu, Janusz wyszedł.
Nie wiedząc gdzie się obróci, co pocznie, nie mogąc wytrzymać w izbie, bezmyślnie wysunął się na ulicę. Noc była pogodna i jasna, powietrze chłodne, w mieście cisza. Szedł wolnym krokiem nie kierując sobą, byle iść, poruszać się i rozbić ciężar myśli. Nierychło obejrzawszy się, znalazł się wśród rynku, którego część oblana była światłem księżyca, a druga w cieniu czarnym, świeciła gdzienie-