Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Powrót do gniazda.pdf/344

Ta strona została uwierzytelniona.

Hennichen zaciął usta.
— Fatalne! — zawołał — straszne! Lecz stryj?
— Stryj dał mi czas do namysłu, i zaprzysiągł, iż postąpi tak samo, dawszy na to ojcu słowo.
— Co za zaciętość! — odezwał się widocznie zaniepokojony Hennichen. — Więc niema prawa, którebyś na obronę swą mógł postawić?
— Prawo nie sięga stosunków między dziecięciem a ojcem, między rodziną; mógłżebym ważyć się do niego uciekać? — odparł Janusz.
Złotnik wstał i ocierał też występujący na czole pot, który nagle bolesne wycisnęło wrażenie; przeszedł się po izbie parę razy.
— Okropny kraj! obyczaje dziwne! — zawołał — ciemnota straszna! niewola nieznośna!
Wstrząsnął się cały i zbliżył do wojewodzica biorąc go za rękę.
— Idźcie, spocznijcie, czekajcie. Częstokroć w najrozpaczliwszych razach przychodzi niespodziany ratunek. Cóż ja wam nad szczerą litość dać mogę? Ubolewam niezmiernie.
Słysząc te zimne słowa, Janusz wstał zwolna.
— Panie Hennichen — rzekł złamanym głosem — jeśli będę zmuszony opuścić kraj, rzucić wszystko...
Nie dając mu dokończyć, złotnik pochwycił go za rękę.