Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Powrót do gniazda.pdf/347

Ta strona została uwierzytelniona.

spuszczoną, z twarzą dziwnie spokojną i obliczem niemal uśmiechniętem. Z wielkich bolów przecierpianych, z walk strasznych pozostał tylko ślad w wychudłej twarzy i fałdami okrytem czole. Usta zdawały się już wiecznemu pokojowi raju uśmiechać. Pisarz poszedł uklęknąć w nogach i zdawało się, że się modlił; pokląkł i Janusz u stóp ojca i ucałował je ze łzami. Spojrzał na twarz, jej wyraz zdawał się w niego wlewać otuchę: człowiek co nie przebaczył, nie mógł z tak jasnem i pogodnem umierać obliczem.
W długiem milczeniu pozostali tak, dopóki pisarz nie poczuł się osłabionym i nie zażądał ręki Janusza, aby mu powstać dopomógł. Oba potem usunęli się do pierwszej izby. Brat chciał się podjąć zarządzania pogrzebem, lecz wszystko, aż do najdrobniejszych szczegółów, było zawczasu przez samego wojewodę obmyślane. Zamówiony pogrzeb, uproszone duchowieństwo, wyznaczone nawet suknie do trumny, grosz dla ubogich i na światło. Nie mógł więc przy najlepszych chęciach pisarz w niczem być pomocnym, a nie wiedział spełna czy zresztą w czemkolwiek rozporządzać się miał prawo.
Wiadomo było wszystkim, iż zmarły pozostawił ostatnią wolę, którą złożył w rękach regenta królewskiej kancelaryi; lecz w tej