Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Powrót do gniazda.pdf/351

Ta strona została uwierzytelniona.

— Wątpię, by to ich upór mogło przełamać — odparł Wilms — lękam się, trzeba się na najgorsze gotować.
— Moje dziecko! moje biedne dziecko! — szepnął stary.
— Nadtoście je pieszczono chowali — odezwał się Wilms.
— Chciałem, by była szczęśliwą.
— Dziecko przeboleje i zapomni — rzekł Wilms.
Hennichen spojrzał z bolem i niedowierzaniem.
— Idź, — rzekł, — błagam cię: zasięgnij w mieście języka, radź mi, zyszcz pomoc, powiedz co mam czynić, głowę tracę.
— Potrzeba męstwa, mistrzu kochany, — ściskając go szepnął Wilms; — idę, bo każesz, lecz niewątpliwie powrócę z tem, z czem wyszedłem.
Złotnik miał wielu znajomych i przyjaznych w mieście, nie mógł się jednak spowiadać przed nimi, potrzebował szpiegować i kryć się z tem, co chciał wybadać. Szczęściem całe miasto mówiło o śmierci i testamencie wojewody, tak, że Wilms mógł się, prawie nie pytając nikogo, dowiedzieć co mu było potrzeba.
Właśnie po pogrzebie ostatnia wola zmarłego ogłoszoną być miała, gdy złotnik do