Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Powrót do gniazda.pdf/353

Ta strona została uwierzytelniona.

co ma uczynić, gdy drzwi te otworzyły się, Fryda wybiegła, pochyliła się na galeryi i głosem drżącym zawołała na ojca:
— Dlaczegóż nie prosicie wojewodzica na górę?
Zmięszał się stary Hennichen i spojrzeniem prosił o milczenie, wskazując wschody i puszczając przodem gościa. Januszowi przykro było iść tak z łaski, niemiłym gościem, ale wzrok Frydy go przyzywał. Piękne dziewczę, blade, z rozpuszczonym włosem, w czarnej sukience, niespokojnie w dół patrzało. Ojciec szedł zmięszany i milczący. Znaleźli się tak w progu mieszkania Frydy i weszli razem, bo Hennichen odstąpić go nie chciał. Dziewczę ciekawemi, litościwemi oczyma patrzało na długo niewidzianego Janusza, chcąc z jego twarzy tych dni smutki wyczytać i podzielić. Przybrało posępny wyraz, podało mu rękę i wejrzenia ich spotkały się, a z Janusza oczu musiało trysnąć zwątpienie, bo twarz Frydy oblekła się nagle trwogą. Gdyby nie ojciec, obrzuciłaby go pytaniami; stary Hennichen po to tu był, aby im przeszkodził — i natychmiast rozpoczął rozmowę obojętną, z takim naciskiem, iż Janusz i Fryda uledz musieli. Opanował on ją i usiadł, przedzielając ich sobą.
Wszystko to nie mogło ujść bacznego oka Frydy, która, pierwszy raz może w życiu, uczuła żal do ojca; potrzeba go jej było oddalić.