Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Powrót do gniazda.pdf/354

Ta strona została uwierzytelniona.

Wysunęła się naprzód sama z komnaty, oczyma przykuwszy Janusza. Zaledwie suknia jej znikła we drzwiach, gdy ojciec za rękę chwycił wojewodzica...
— Proszę was, — szepnął — nie bawcie dziś długo, Fryda potrzebuje odpoczynku.
Kończył tych kilka słów, gdy ciotka weszła temiż drzwiami i powołała za sobą Hennichena. Rad się był oprzeć jej, nie mógł, wyszedł. Janusz pozostał sam, bo towarzyszka jego ledwie przywitawszy zdala, zniknęła. Nie trwało to jednak długo — Fryda wracała z posępną twarzą, brwią ściągniętą, jakby dysząca gniewem i niepokojem. Weszła jak królowa nie zdając się zważać nawet na to, że ojciec z równie zmienioną fizyognomią szedł tuż za nią. Spostrzegła go dopiero odwróciwszy się, wlepiła wzrok w Janusza milczący i nieznacznie ręką przycisnęła na piersi zawieszony sygnet, potem szybko usunęła się do okna. Hennichen blady padł na krzesło.
Położenie wojewodzica stawało się nadzwyczaj przykrem. Musiał wyjść, wziął więc za czapkę i zerwał się z siedzenia żywo. Fryda zwrócona ku niemu nie wstrzymywała ani słowem, ni oczyma, zdawała się uspokojoną i obojętną.
Nizkim ukłonem pożegnał ją Janusz, całą swą miłość skupiwszy we wzroku, który zro-