Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Powrót do gniazda.pdf/356

Ta strona została uwierzytelniona.

postępowanie jego niezrozumiałem było, lecz zatrważającem. Fryda, z rękami załamanemi, została w krześle jak wkuta.
Wygnany z tego domu, który mu się ostatniem zdawał schronieniem, Janusz wyszedł bezmyślnie wracając do gospody. Obojętnem mu było, gdzie się podzieje i co pocznie z sobą. Życie zaczynało mu ciężyć. Pierwszy raz dostrzegł w Hennichenie chęć oddalenia go od Frydy. Dotąd wierzył równie prawie w przywiązanie jego do siebie jak w serce Frydy.
Wszyscy więc, oprócz niej, odstępowali go. Stryj żądał ofiary nad siły. Myślał właśnie o panu pisarzu, gdy w ulicy głos jego usłyszał.
Ze znacznym pocztem, strojny jak nigdy, jechał z zamku.
Rzadko go takim Janusz widywał. Tym razem musiał pisarz urzędownie niejako wystąpić, wobec rodziny, która się na czytanie ostatniej woli zmarłego zgromadziła. Wdział więc suknie przygotowane na posłuchanie do króla, i kołpak soboli, i ferezyę z guzami złocistymi, a otoczył się dworem, który także lepiej niż we dnie zwykłe wyglądał.
Na głos stryja, jakby ocucony, zbliżył się ku niemu Janusz, starając z twarzy poznać, z czem powracał. Trudno to wyczytać było: pisarz wyglądał poważnie, uroczyście, nie tak jak zazwyczaj; twarz jego nawet dziwną jakąś