Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Powrót do gniazda.pdf/357

Ta strona została uwierzytelniona.

metamorfozą przypominać się zdawała zmarłego wojewodę. Rzekłbyś inny człowiek. Nic nie mówiąc, skinął tylko na Janusza, aby szedł za nim.
Byli niezbyt daleko od gospody, przed którą zsiadł z konia, i z powagą, milczący, wszedł do izby. W pierwszej zostawiwszy tych co mu towarzyszyli, Janusza z sobą zabrał do drugiej. Ani słowa dotąd wyrzec nie mógł, tak był widocznie wzruszony i przejęty tem co miał czynić.
Dosyć długo przygotowywał się chodząc i spoglądając na stojącego synowca, jak na winowajcę.
— No — rzekł w ostatku — ojca twojego wolę już wiemy. Zacny, godny, sprawiedliwy człek skończył jak żył, z rozumem i sercem. Wiele rozpisał na klasztory i fundacye, resztę zostawił mi do rozporządzenia. W testamencie niema o tobie ani słowa, i być nie mogło. Co raz rzekł, tego odwołać nie chciał i nie było powodu. Lecz wolę swą objawił mi wyraźnie w chwilach ostatnich: powrócisz do kościoła, a tem samem i do rodziny — nie mam nikogo, odziedziczysz więc wszystko po mnie. Lecz jak wojewoda, tak i ja, posłuszeństwa wymagać będę, muszę. Dziś jestem spadkobiercą jego woli, na mnie zdał losy twoje; wiesz, że cię kocham, a kochając, muszę