Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Powrót do gniazda.pdf/358

Ta strona została uwierzytelniona.

żądać, abyś samopas nie szedł. Masz ze mnie przykład. Bałamuctwo to było i mnie opętało, przecieżem się opamiętał i nie chcę znać tych nowych mistrzów. Czas i waszmości.
Mówiąc te słowa głosem przerywanym, patrzał na Janusza, którego twarz się mieniła, bladła i rumieniła na przemiany.
— Panie pisarzu, — rzekł wreszcie — z rozmysłem przyjąłem naukę nową. Mogę być w błędzie, lecz nie czyniłem sobie igraszki i igrać z sumieniem nie mogę.
— Cóż to jest? więc mi zadajesz, że ja z niem igrałem?
— Bynajmniej — przerwał Janusz — lecz mogłeś pan pisarz inaczej widzieć, inaczej sądzić i w dobrej wierze inaczej postąpić; ja skłamałbym, gdybym się zaparł tego, co uznaję prawdą.
— Zawsze tedy ta sama piosenka!
— Radbym ją dla pamięci ojca, dla waz zmienić na inną, ale jak?
Pisarz zdumiony stanął.
— Ale rozważże, co za konsekwencye? Zostajesz wydziedziczonym i opuszczonym przez wszystkich. Ja muszę spełnić wolę brata, ja będę też musiał wyrzec się ciebie. Cóż? żebrakiem zostaniesz? włóczęgą?
— Sądzę, że nie — odparł Janusz dotknięty do żywego — opiekę znajdę u pp. Górków.