Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Powrót do gniazda.pdf/360

Ta strona została uwierzytelniona.

bohdankę znalazłem, i żebyś do podwiki nie tęsknił, po skończonej żałobie wesele.
Janusz cofnął się parę kroków, skłonił z daleka i wybiegł; pisarz poszedł za nim, drzwi otworzył, popatrzał i namyśliwszy się, wrócił do izby.
W pierwszym gniewie i wzruszeniu Janusz natychmiast chciał zwijać swe juki, tłumoczki i jechać. Lecz dokąd? nie miał ani pieniędzy, ani przyjaciela, któryby mu dał schronienie, ani opieki w nikim. Opuścić Kraków, było niepodobieństwem. Do Hennichena się udać po usposobieniu, jakie w nim znalazł tego dnia właśnie, nie mógł. Pozostać na łasce stryja, który stawił warunki tak ciężkie? czekać, ażeby pisarz, który zmieniał często zdanie, ochłódł i dał się przekonać? Wszystko to razem i tłumnie wiło się po jego głowie; objąwszy ją gorącemi dłońmi, biedny chłopak cierpiał i rzucał się w coraz większej niepewności.
PP. Górkowie mogli mu wprawdzie nie odmówić schronienia, ale nad to trudno się było co spodziewać. Nie mogąc usiedzieć, wybiegł z domu. Ciągnęło go na rynek, do kamienicy, a pójść do niej nie mógł. Krążył tylko po sąsiednich ulicach, aby choć zajrzeć ku temu oknu, gdy uczuł się pochwyconym i zwróciwszy postrzegł Tiliusa. Niemiec był