Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Powrót do gniazda.pdf/378

Ta strona została uwierzytelniona.

— Nie mamy chwili do stracenia — zawołała — jutro ojciec mój jechać każe, jutro mnie porwą i wywiozą... a ty zostaniesz tu, zapomnisz, zdradzisz, i ja tam umrę... z tęsknoty.
To mówiąc, wyjęła na sznurku wiszący sygnet.
— Patrz, to pierścień, to słowo twoje, to przysięga, ty jesteś mój! lub będziesz wiarołomcą...
Zwykle łagodna Fryda w tej chwili przerażała Janusza gwałtownością, z jaką z jej ust wyrywały się słowa gorące, którym żadna siła oprzećby się była nie mogła.
— Jeśli mnie odstąpisz, przeklnę cię, na życie całe — lecz nie! nie!... Uchodźmy, uciekajmy!
Wojewodzic stał niemy.
— Dokąd? — zawołał — jutro bylibyśmy schwytani, a ja karany jako gwałtownik. Ja nie mam prawa do ciebie. Powstrzymaj ojca od wyjazdu, znajdziemy w zborze duchownego, który nas pobłogosławi. Połączeni ślubem ujdziemy.
— Ty mnie nie zdradzisz? — spytało dziewczę. — Więc dobrze, wstrzymam ojca, nie wezmą mnie siłą; ty czuwaj, życie moje w twoich rękach... idź... uchodź, niech cię nikt tu nie widzi.
I znikła, drzwi cicho przymykając za sobą. Janusz ledwie miał czas wsunąć się za wschody wiodące na drugie piętro, gdy usłyszał rozmowę powracającego Wilmsa i Hennichena.