Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Powrót do gniazda.pdf/38

Ta strona została uwierzytelniona.

dobra, miała i dumę i powagę, i nawykła była do niej, bo się niemi wówczas mieszczanin bronić musiał przewadze i dumie szlachcica. Hans Hennichen odziany był, jak dostatni pan, w aksamit i atłas, a na szyi na łańcuchu nosił złoty medal z cesarskim wizerunkiem. Krótki mieczyk na łańcuszku wisiał mu od pasa. W progu, zobaczywszy wojewodzica, troszkę głową poruszył, a namarszczyć się nie miał czasu, bo córka doń podbiegła z otwartemi rękami, i w uścisku dziecięcia, jeśli było o czem zapomnieć, zabył wiecznie.
Zwrócił się i wojewodzic ku niemu, a Hans podał mu rękę, z rozweseloną twarzą.
Hans potarł czoło.
— Teraz, gdy praca skończona, dajcie chleb w nagrodę. Siostro Gertrudo, każ przynieść misę i... do stołu!
Drzwi boczne zostały zamknięte, skierował się ku nim Hennichen, otworzył je sam pierwszy wchodząc. Za nim szła Fryda oczyma ciągnąc wojewodzica, a na ostatku wahająca się, ze złożonemi ciągle rękami, ciocia Gertruda. Ciocia Lena znikła drugiemi drzwiami.
Izba była wcale odmienna, długa, z sufitem drewnianym, pokrytym rzeźbą w kwadraty. Na jednej z jej ścian rozpięty kobierzec, tkanina flamandzka, przedstawiał jakby piękny obraz sąd Arachny. W kącie ogromna szafa,