Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Powrót do gniazda.pdf/382

Ta strona została uwierzytelniona.

czego pożądał, nie dowie. Lecz Tilius był zręczniejszym daleko niżeli się wydawał, a wielce domyślnym. I nim Janusz go potrafił wybadać, dorozumiał się o co chodziło. Według niego nic łatwiejszem nie było nad ślub; lecz małoletni, potrzebować musieli choćby z jednej, którejkolwiek strony, opieki i zezwolenia rodziny. We zborze też trudniej było może dostać błogosławieństwo, niż u katolickiego duchowieństwa, bo się pastorowie obawiali zemsty i prześladowania. Z takiej ogólnej rozmowy z Tiliusem Janusz nic nie mógł nad to wyciągnąć, iż ślub był prawie niepodobny.
Zabawiwszy więc chwilę, z niczem powrócił. Błogosławieństwo zdawało mu się równie dobrem z rąk duchownego jakiekolwiek wyznania, podług ówczesnych pojęć. Wojewodzic gotów był go żądać w pierwszej plebanii po drodze. Lecz mógłże je tam otrzymać, nie będąc zapytanym, do jakiego należy kościoła? mógłże się spodziewać, że wyprosi je nieznany? Rzucić się trzeba było na losy. Z głową rozmarzoną powrócił znowu do gospody, gdzie Józiak z rozkazami niemożliwymi rozpaczliwie też chodził, nie wiedząc, jak je ma spełnić. Cała noc ta na przygotowaniach spłynęła.

XXI.

Nazajutrz nad wieczorem w mieście popłoch się stał wielki.