Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Powrót do gniazda.pdf/392

Ta strona została uwierzytelniona.

przyniósł. Oczekując jej nawet pozostał w Krakowie, nie wracając do Zalesia, choć mu już za wsią bardzo tęskno było.
Kilka tygodni upłynęło w oczekiwaniach. Po mieście obiegały pogłoski różne, nawet tak niedorzeczne, iż im wcale wiary dać nie było podobna: że owa para młodych, uchodząc dalej nocą, gdzieś ze skał spadłszy śmierć znalazła. Drudzy twierdzili, że Niemiec w drodze córkę odebrał, a Janusz na Wołoszczyznę kędyś uszedł.
Z wysłańców nikt zrazu nie powracał, czekano na nich długo napróżno. Zjawił się potem szlachcic Miętusem zwany, którego podstarości za najbystrzejszego miał i po nim się spodziewał najwięcej. Gdy postrzeżono, że naprzód do stajni poszedł i długo się około konia grzebał, domyślili się wszyscy, iż pewnie z niczem lub z małem czemś wracać musiał. Dopiero w godzinę przyszedł do podstarościego oświadczając, że w Wittemberdze zbiegłych nie było, że Hennichen dojechał tam sam i ciężko zaraz zachorował. Po drodze tu i ówdzie napytać można było skazówki, iż w Niemczech zbiegli ukrywać się musieli. Za Miętusem przybywali potem inni. Jeziorański niejaki przysięgał się, iż w kilka godzin po przejeździe ich przez jakieś miasteczko niemieckie nadążył. Opowiadano mu i opisywano ich tak dokładnie, że omylić się było niepodobna.