Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Powrót do gniazda.pdf/395

Ta strona została uwierzytelniona.

Rzucił mu się Józiak do nóg, przepraszając i wymawiając się tem, że pana swego opuścić nie mógł i uchodzić z nim musiał, a co gorzej, konia, faworyta pana pisarza, pod niemkinię pochwycił. Już mu tych grzechów wiele nie pamiętano, a pisarz naglił o to, co się z synowcem stało. Miarkując z nędzy, w jakiej Józiak się znajdował, wnosił, że i wojewodzicowi nie lepiej się tam dziać musiało. Upewniał jednak przybyły, iż pan jego w drogę się puścił wyposażony jako tako, ale go napastnicy w lasach odarli do koszuli.
O wojewodzicu i jego żonie mówił, iż się wynieśli do Holandyi, i że tam zamieszkali, nie wiele dostawszy po zmarłym Hennichenie, którego majętność poszła kadukiem w obce ręce, a wielką jej część do skarbu cesarskiego zabrano. Opowiadając jednak o panu swym, ani miejsca gdzie żył, ani szczegółów żadnych wyjawić nie chciał i płakał. Sam zaś, ponieważ srodze tęsknił do kraju, odprawiony został, złożywszy przysięgę, iż nie wyda nigdy, kędy Janusza zostawił. Dodawał, że wojewodzic i nazwisko był zmienił i jako prosty mieszczanin między Holendrami chwycić się musiał jakiegoś niezdrowego chleba.
Wszystko to ciemno, poplątano, nie zawsze z sobą zgodnie mówił chłopak, a rad milczał, i słowa z niego dobyć było ciężko.
Pisarz, litując się nad nim, wziął go do