Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Powrót do gniazda.pdf/397

Ta strona została uwierzytelniona.
XXII.

W lat dwadzieścia po opisanych wypadkach, gdy one prawie zapomniane zostały, a na Zalesiu i Rochowie panował już syn kasztelana Jeremiego, starej siedziby Rochitów poznać było trudno. Zamczysko rozsypało się w gruzy, nad którymi sterczało parę baszt i złom obalonej bramy. W miasteczku ogromny klasztor stanął przy kościele, w którym wspaniałe grobowce jedyną były po wygasłym rodzie pamiątką. Na jednym z nich leżał wojewoda w całej zbroi, na drugim żona jego z różańcem w ręku, naprzeciw stał monument pisarzowi wzniesiony, z popiersiem jego otoczonem godłami i napisem: Ultimus.
O nieszczęśliwym zbiegu wszyscy byli zapomnieli, mając go za umarłego, bo się nigdy do rodziny nie zgłaszał. Józiak, dawny jego towarzysz i sługa, wdziawszy suknię zakonną, od konwentu do konwentu przenosząc się, pędził życie świątobliwe i spokojne. Niekiedy tylko, gdy o osobliwszych losach ludzi i przygodach rozpowiadano, wtrącił on coś czasem, dla nauki, o historyi wojewodzica, o którym bez głębokiego żalu wspomnieć nie mógł.
— Zmarnował się człowiek, przezeń zgasła rodzina — mawiał O. Franciszek (takie imię nosił w zakonie) — zginął gdzieś na obcej ziemi bez wieści.