Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Powrót do gniazda.pdf/41

Ta strona została uwierzytelniona.

— A wasz sługa? pytaliście go? rzekł Hans.
— Małom z nim dziś mówił.
— Każcież go przywołać — odezwał się Hennichen — może on coś wie o tem.
I spojrzał na sługę, która głową dała znać, iż wie co ma uczynić.
Po chwili wszedł Józiak.
Spytał go po polsku wojewodzic, czyby kogo z Polski nie widział; i zdziwił się on, a bardziej wszyscy, gdy chłopak zbladł, przestraszony jąkać się zaczął i wypierać, że nie widział nikogo.
Pomięszanie na jego twarzy tak było widocznem, iż Janusz postrzegłszy je odprawił go przez litość, a zapewnił gospodarza, że chłopiec nie spotkał nikogo. Umilkli więc, choć i wojewodzic pozostał zamyślony i Hans nie bardzo wierzył jakoś w chłopca zeznanie.
Piękna Fryda, której wzroku nic nie uszło, dziwnie też patrzała na Jóźka i spuściła potem oczy zamilkłszy.
— Możnaby powiedzieć — szepnął Hans po odejściu chłopaka — iż sumienie ma nieczyste, tak był zmięszany pytaniem.
Janusz począł go tłumaczyć.
— Bojaźliwy jest, — rzekł, a mięsza go lada niespodziane słowo.
— Cóżby tu zresztą taka kawalkata polska robiła w Wittenberdze, gdyby się w niej zatrzymywać nie potrzebowała?