Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Powrót do gniazda.pdf/42

Ta strona została uwierzytelniona.

— Niemniej ją oczy moje widziały — ozwał się Hennichen — za to wam ręczyć mogę.
— Ani wątpię — dokończył wojewodzic — tylko się dziwuję, bo po gospodach o niej słychać nie było.
— Że godzina ranna była bardzo niezwyczajna, któż wie dokąd pociągnęli? — dodał Hans.
— Gdyby tylko przez Wittenbergę kto miał jechać, pochlebiam sobie, iżby zlecenie do mnie dostał i przyszedł z pozdrowieniem — mówił wojewodzic zamyślony. — Lecz mogli to być kupcy lub wędrowcy z jakiego sąsiedniego kraju.
— Bóg z nimi — przerwał gospodarz — nie mamy się co frasować, niech jadą zdrowi; mówiłem o tem, aby się moją znajomością stroju pochwalić.
Fryda spoglądała to na ojca, to na wojewodzica, którego przypomnienie kraju widocznie chmurnym uczyniło.
Tak przeszła wprędce wieczerza i gdy od stołu kobiety wstały, a Hans trochę przy kuflu pozostał, zatrzymał się wojewodzic także, choć go oczy Frydy wabiły. Dopiero po chwili, widząc milczącym Hansa i zabierającą się ku niemu na zwykłą wieczorną pogadankę ciocię Gertrudę, podniósł się Janusz i zwolna ku drzwiom posunął. Stały one otworem do drugiej