Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Powrót do gniazda.pdf/44

Ta strona została uwierzytelniona.

— A w waszych ustach jej niema?
— Bo dziś, ja niemam prawa jeszcze dać tej odpowiedzi — odezwał się wojewodzic — jam nie swój.
— I na odpowiedź czekać każecie, póki ciocia Gertruda drugiego nie znajdzie męża? — uśmiechając się smutnie odezwała się Fryda.
Nic nie odpowiadając na to, Janusz obejrzał się szybko, w izbie nie było nikogo, z drugiej dochodziły głosy cichej rozmowy cioci Gertrudy, bawiącej Hennichena plotkami miejskiemi. Janusz zbliżył się i wyciągnął rękę żebrząc...
Na tę dłoń męską zwolna padła biała, maleńka, drżąca ręka dziewczęcia i przylgnęła do niej, przyrosła. Janusz zwolna pochylił się ku niej, przyłożył usta i pieczęć gorącą położył. Uczuwszy ją Fryda wyrwała mu dłoń i pospieszyła twarz osłaniając ku oknu. Nie mówili nic...
Na kominie dogasał ogień, po którym karmazynowy żar tylko już został, ciemno płonęły świece w lichtarzach, u okien był mrok szary. Stanęli sparci o nie, twarzą do komnaty, blizko siebie, z trwogą spoglądając ku drzwiom... bo rączka Frydy znowu ukradkiem spoczęła na dłoni wojewodzica.
— Nie lękaj się — mówił półgłosem coraz się ożywiając Janusz — ja mam serce co