Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Powrót do gniazda.pdf/46

Ta strona została uwierzytelniona.

Tu nienawiść rodowa do Niemca zwiększała jeszcze trudność, tu różnica wiary stawała się nieprzełamaną zaporą.
Hans Hennichen i jego córka należeli do nowego protestanckiego kościoła.
Sam on powracał do domu upojony szałem nauki nowej, której widział tylko blaski, nie chcąc i nie mogąc widzieć cieniów.
Jeszcze raz niósł do ust białą rękę Frydy, gdy zbliżające się głosy zwiastowały powrót ojca i cioci Gertrudy. Dziewczę szybko ustąpiło ku środkowi komnaty. Janusz założywszy ręce na piersi u okna pozostał.
Wtoczył się Hennichen szukając córki oczyma, która ze stołu robotę wziąwszy pilno się jej przypatrywała.
Oczy cioci Gertrudy pobiegły ciekawie także ku parze, którą zostawili tam samą, i więcej się pewnie domyśliły z oddalenia dziewczęcia, z zajęcia robotą, niż stary Hans, który rzekł śmiejąc się do nich:
— Zmieniły się bardzo czasy!... Za mojej młodości dwoje ludzi, którym razem czterdziestu lat niema, słychaćby było z daleka, po śmiechu i śpiewie; dziś!!! stoją milczący i smutni... Fryda nie wzięła cytry, hrabia nie zabawił kapryśnego dziecka nawet trafną zagadką.
Ciocia Gertruda z tyłu stojąc, głową