Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Powrót do gniazda.pdf/48

Ta strona została uwierzytelniona.

na które patrzeć schodzili się ciekawi. Zegar prawie piątą już znaczył (jedenastą). Fryda była w istocie zmęczoną i bladą.
— A! nie! nie! nie żądajcież śpiewu od niej! odezwała się ciotka Gertruda — zmęczona jest. Wieczerza była spóźnioną, przechadzka długą i są dni, w które człowiek prędzejby zapłakał niż zaśpiewał — choć sam nie wie czemu...
Fryda jakby z wyrzutem spojrzała na ciotkę Gertrudę — któż wie, może właśnie śpiewaćby była chciała i dać się tylko poprosić.
W tem troskliwy ojciec odezwał się śpiesznie:
— Pani Gertruda ma słuszność wszelką, Fryda potrzebuje spoczynku.
Wojewodzic ruszył się od okna, szukając rzuconego na krzesło kołpaczka i szybko wejrzeniem pożegnawszy kobiety, a ściśnięciem ręki Hansa, wymknął się z tej „Puppenstube“, w której pieszczone dziecię, otoczone cackami, po cichem z ojcem rozstaniu padło na siedzenie dumać długo, choć ciocia Gertruda gwałtem je do sypialni prowadzić chciała.

III.

Dwie izby na górze zajmował wojewodzic, z widokiem na daleką okolicę, na lasy, co ją opasywały, na mury miasta i na ogrody, co się z nich dobywały. Choć w nich dosyć dawno