Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Powrót do gniazda.pdf/54

Ta strona została uwierzytelniona.

dobrą chwilę. — Wyjedziemy stąd, żyć z nimi nie będziemy, serca tu nie zostawimy przecie, boby grzech było.
Na te słowa wojewodzic popatrzał towaszowi w oczy i zerwał się z siedzenia.
— Józiak! ty nie wiesz, nie wiesz, jak ja ją kocham.
— A cóż z tego — mruknął chłopak — możecież nawet pomyśleć, abyście z niej uczynili synowę pana wojewody? Alboż się tam z tem odezwać nawet można, aby córka złotnika mogła wejść do takiego domu?? Wspomnij pan miły matkę, przypomnij ojca, wszystko, dziady i pradziady swe i imię a obyczaj nasz domowy... Alboż to może być? albożeście mogli zamarzyć o tem? A jeśli nie, po cóż szaleć daremnie i łudzić tych ludzi, choćby i Niemców? — dodał Józiak.
Janusz ręce spuścił, drgnął. — Cicho! — zawołał — cicho! ty nic nie czujesz! tyś szczęśliwy, bo nie znasz i nie wiesz co kochanie niewiasty...
— Bogdajbym go nigdy nie znał, jeślibym dlań miał o swoich zapomnieć — odezwał się Józiak.
— O swoich? — podchwycił zaczynając się przechodzić wojewodzic. — O swoich! — ba o sobie samym... Nierozum jest, choroba, ale przemożna, ale przesilna, ale niezwycię-