Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Powrót do gniazda.pdf/55

Ta strona została uwierzytelniona.

żona jako śmierć; więc bolećbyś nademną powinien, a nie serce mi kaleczyć trwogą! Kiedyś kochałeś mnie jak brata... i byłeś dla mnie innym!!
Na ten wyrzut bolesny Jóźkowi łzy potoczyły się z oczów i jak stał, tak z żalu i uczucia kląkł przed nim.
— Panie mój! czyżby mnie to nieszczęście spotkać miało, żebyś o mojem sercu zwątpił? Drogi panie! a możeż to być? a godziż się to, gdy dla was jam i życie, oto tej godziny, dać gotów!
Janusz zarzucił mu żywo ręce obie na szyję i pocałował w czoło.
— Jóźku, nie bierz tak słów moich, goryczą mi zapływa serce, nie winienem...
I padł na łóżko zakrywając oczy, bo się wstydził, że i z pod jego męskich powiek łza pociekła. Ale wprędce porwał się i chodzić zaczął.
— Ja sam siebie nie poznaję, rzekł, do czego przyszedłem. Mógłżem się kiedy spodziewać, aby mnie myśl ta, że powrócić muszę do domu, do rodziców, przejmowała trwogą i dreszczem? żebym obcych żałował i tęsknił za nimi więcej niż za swymi? aby mnie tam nie ciągnęło nic, a tu trzymało wszystko?
Załamał ręce.
— Nie strasznaż to rzecz, mówił, że po-