Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Powrót do gniazda.pdf/67

Ta strona została uwierzytelniona.

— Gdybym, czego nie przypuszczam, spóźnił się z powrotem, bursztyn wyślę umyślnym bodaj posłem — dodał Janusz.
— Inaczej go nie wezmę jak z rąk waszych, rzekł stary — a no, czas siąść i pożywać co Bóg dał — i ująwszy wojewodzica pod rękę, wprowadził go z sobą do jadalni. Tu na osobnym stole u okna leżała czapka Hennichena, a przy niej zwit pargaminowy z pieczęcią w srebrnej puszce ogromną. Rzucił na nią okiem mimowoli Janusz.
— Czyście ciekawi? — zapytał Hans prowadząc go ku oknu. — Od kilku już dni to otrzymałem, alem się wam chwalić nie chciał. Niewielką ja do tego przywiązuję wagę, bo myślę, że bogaty mieszczanin lepszy jest od odartego szlachcica, jakich u nas po burgach pełno — lecz u ludzi to coś waży. Jego cesarska Mość zaszczycił mnie szlacheckim tytułem, alem pragnął, aby na tarczy pamięć rzemiosła została, i mam w niej trzy kubki złociste na krwawem polu, bo pot pracy wart krwi przelanej.
Rozwinął pargamin przed wojewodzicem i ledwie mu nań dając spojrzeć, rzucił go na stół z pewnym rodzajem lekceważenia. Fryda oczyma ścigała na przemiany ojca i Janusza, który stał milczący i skłoniwszy się tylko a winszując rękę podał Hennichenowi. Siedli