Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Powrót do gniazda.pdf/8

Ta strona została uwierzytelniona.

zkich oknach o drobnych szybach w ołów oprawnych widać już było czerwone ognie pozapalane przez troskliwe gospodynie.
W rynku panował jeszcze ruch dzienny, żywszy może niż był we dnie, bo się wszyscy spieszyli do domów przed nocą. U kamiennej studni w pośrodku stały dziewczęta i gwarzyły przypatrując się przechodniom. Dalej kilku mieszczan, starszyzna w dostatnich sukniach i dziwnych kołpakach na głowie, rozprawiało żywo o sprawach miasta i krajów niemieckich. Na niektórych domostw progach stały panie mieszczki z założonemi na piersiach rękami i posyłały sobie pytania i odpowiedzi wesołe. Kupcy zabierali się do zamykania sklepów, a chłopaki biegały około żelaznych okiennic, hałaśliwie przysposabiając sztaby, któremi je ryglować mieli.
Z ciężkimi wozy ładownymi podróżni kupcy zdążali na noclegi szukając znajomych znaków. Kilka gospód dla obcych widać było w rynku. Z okna w szczycie na drążku wywieszone ich orły, konie i znamiona różne rysowały się ciemno na niebie. Wrota stały jeszcze otworem.
Przed jedną z nich konie pańskie i sługi gotowe do drogi snadź czekały na jakiegoś szlachcica, który przed nocą na zameczek swój chciał podążyć.