Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Powrót do gniazda.pdf/87

Ta strona została uwierzytelniona.

Józiakowi wszystko się śmiało i on uśmiechał się do wszystkiego. Janusz czuł się w sercu niespokojnym, a z każdym dniem trwożliwszym, jakie mu tam zgotowanem było przyjęcie!
Gdy przebyli granicę, Tilius znalazł się jakby na świecie innym; nie licząc bowiem tego, iż języka nie rozumiał, z widokiem kraju wyglądającego dziwnie posępnie, poważnie i na pół dziko, oswoić się nie mógł.
W miastach wyglądał na próżno czego niemieckiego, rzadko i tu coś takiego mógł znaleźć. Izraelici tylko zrozumialszą dlań odzywali się mową; ale naówczas zarówno u protestantów jak u katolików wstręt do plemienia tego wygnańców, na którem zdawał się ciężyć wyrok Boży, był powszechny.
Tu jesień wiała już coraz dotkliwszym chłodem, nocy były mroźne, ranki zimne, wieczory wietrzne, a gospody, do których zajeżdżali, tutaj niemieckim nie dorównywały. Wpół drogi teolog trzewiki musiał zamienić na buty i patrzał na swe nogi z podziwieniem, nie mogąc ich poznać, tak zostały zmienione. Całe ciało zbolałe od jazdy domagało się wypoczynku: humor też poczynał coraz być gorszym i Tilius posępniał a trwożył się wyrzucając sobie swą lekkomyślność.
Ponieważ na ostatnim liście wojewody nie