Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Powrót do gniazda.pdf/88

Ta strona została uwierzytelniona.

było w pośpiechu zapomnianego miejsca, skąd go wyprawił, a często przy dworze królewskim zwykł był mieszkać, uznał Janusz właściwem skierować się naprzód ku Krakowu. Dogadzało mu to może i dlatego, że z trwogą myśląc o spotkaniu z surowym rodzicem, rad był chwilę jego odsunąć, a w Krakowie też czuł się bezpieczniejszym.
Tiliusowi wszystko było jedno, gdzie miał wylądować, byle co najrychlej buty zrzucił i konia się pozbył. Słyszał też w Krakowie o współwyznawcach i mnogich spółziomkach, co mu nadzieję czyniło, że tam ze wszystkiem obcym nie będzie.
Jednemu Józiakowi Kraków nie był do smaku; lecz jego zdania nie pytano, a on go narzucać nie śmiał. On byłby pragnął co rychlej znaleźć się w domu, a w Krakowie jeszcze się miał czuć w gościnie.
Podróż z różnych małych powodów się przedłużała. Słoty niepomierne, burze jesienne, obłędy na gościńcach i przygody niespodziane przeciągały ją nad miarę. Nad Tiliusem też litość mieć było potrzeba, bo na koniu ani kilku mil dziennie uczynić nie mógł, a gdy z niego zlazł, aby się na piechotę puścić, wszyscy dlań zwalniali kroku. W gospodzie potem, byle w nią wjechali, kładł się nieborak na siano i z rana go dobudzić się nie było podobna.