Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Powrót do gniazda.pdf/92

Ta strona została uwierzytelniona.

— Ale to tam baje są i domysły. Wojewoda, jak wiesz, Niemców nie lubi, byłby was do nich na naukę nie wyprawiał, gdyby pan pisarz, brat, na to go nie namówił. Teraz pono tego żałuje.
W gospodzie było pełno, gwar wielki, a choć kasztelan na stronie siedział i tłum nie zbliżał się zbytnio, o senatorze wiedząc, — nie miła była rozmowa przy tylu niepotrzebnych świadkach. Janusz płonął i wił się jak na mękach. Dostrzegł to wuj i po ramieniu go uderzył.
— Pan Bóg wie co robi. My wszystko przypadkami zowiemy, co nam jego Opatrzność daje, aby nasze błędy poprawić. Ot i to przypadkiem się może zwać, żeśmy się tu zetknęli; wszelako dla waści nie szkodliwy on, ale pożyteczny.
— Mój Januszku — rzekł — nie tracąc chwili do domu ci trzeba, tam cię bardzo czekają. Mówili mi ze strony, że ojciec, choć z tego tajemnicę czyni, niespokojny wielce, a o co innego nie może być tylko o waści. I nie dziw: jedynego was ma, lęka się kalectwa dla was. Nie na ciele może, to na duszy — ciągnął stary zniżając głos. Wiadomoć to, że w Niemczech herezyi siła powymyślali, a myśmy byli i chcemy być prawowiernymi synami kościoła. Dość już nam parszywych