Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Powrót do gniazda.pdf/94

Ta strona została uwierzytelniona.

Pomruczał coś niewyraźnie.
— Jedno ci radzę — począł znowu, widząc, że Janusz umilkł — wracaj co rychlej, a jeśliś czego się niepotrzebnego nasłuchał, o tem, przeżegnawszy się, zapomnij... Do Krakowa potrzeby nie masz nawet, ojca tam nie znajdziesz; więc prosto w swoją drogę.
Wojewodzic zafrasowany zmilczał chwilę.
— Przyznam się wujowi — dodał po chwili — iż muszę do Krakowa choć na chwilę zwrócić...
— A to po co? — zawołał stary.
— Niemcam z sobą wziął, towarzysza z Wittenbergi. Jeśli takie ojca a pana usposobienie, darmoby go do Rochowa wieźć, niemiłymby tam był gościem... lepiej go bodaj w Krakowie zostawić.
Kasztelan z ławy wstał i ręce złożył.
— A któż ci tę myśl poddał, abyś nam taki wiózł gościniec? — zawołał. — Dopieroby ci radzi byli. Rzuć go kędy chcesz, bodaj na rozstajnych drogach, byleś go w domu nie pokazywał. Psamiby go wojewoda wyszczuć gotów, zwłaszcza jeśli heretykiem pachnie.
— Aleć to młody chłopak, więcej sam uczyć się pragnący, niż drugich nauczać — rzekł Janusz.
— A po co nam Niemiec? i czemu tam doma nie siedział? co on tu będzie robił? — dodał ruszając ramionami kasztelan.