Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Powrót do gniazda.pdf/95

Ta strona została uwierzytelniona.

— Dlatego też myślę się go zbyć i na krakowskim bruku zostawić, kędy więcej znajdzie takich jak sam, i łacniej tam się pomieści, a do Rochowa go już nie powiozę.
— Ani się waż — dodał wuj — coby on tam robił, kiedy pewnie innej mowy oprócz swojego szwargotu nie zna?
Widocznie zaniepokojony zeznaniem siostrzeńca, kasztelan wstał i począł po niewielkiem kółku, jakie koło nich zostawało, przechadzać się a raczej dreptać, bo miejsca na chodzenie brakło.
— Byle na dzień, przespawszy się tu gdzie na sianie, ja też do Krakowa zmierzam; jedz waść ze mną, kiedy już konieczna. Niemca tam posadź a sam do domu ruszaj, nie oglądając się. Czas wielki! czas wielki! bo tam was czekają niespokojnie.
Z wyrazów tych powtarzanych wniósł wojewodzic, iż mu się nie łatwo może przyjdzie przed rodzicem usprawiedliwić z opóźnienia. Pamięć stosunków domowych trochę się była pobytem za granicą zatarła, wracała teraz i poczynała napełniać go strachem. Z niepodległego, jakim był w podróży, powracał pod rozkazy rodzicielskie i surową ojca opiekę. Wszystkie marzenia, któremi żył, przed tą groźną rzeczywistością pierzchały.
Janusz westchnął, czuł, że go czeka nie-