Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Powrót do gniazda.pdf/98

Ta strona została uwierzytelniona.

— Znajdziesz swoich na pewno, dodał Janusz. Zresztą ja cię bez grosza nie zostawię.
Tilius pomyślał.
— Wszakem ci się apostołowania podjął — rzekł — w mieście prędzej znajdę z kim je począć, skoro Niemcy tu są. Powinni mi być radzi, że im czystą, u źródła zaczerpniętą naukę przyniosę.
— Na wsi nie mielibyście pewnie ani z kim dysputować, ni kogo nawracać, — dodał Janusz.
Niemiec pomyślał trochę i nie rzekł już nic. Zasnął potem na sianie twardym snem podróżnych i przez sen tylko śniąc o męczeństwie, krzykiem swym budził wojewodzica, skarżąc się, iż go szatani napastowali.
Rozedniało nareszcie i Józiak się mleka gorącego postarał, aby na czczo nie wyjechali, donosząc, że kolebka i ludzie kasztelana już się do drogi sposobili. Konie były posiodłane, złamany Niemiec dosiadł swojego z trudnością. Gdy kasztelańska kolebka ruszała, wychylił się stary z niej, ażeby zobaczyć Tiliusa, i na twarzy jego znać było, że zgarbiony teolog śmiesznie mu się wydać musiał. U kolebki pojechał Janusz, który z koniem obejść się umiał.
— To mnie cieszy — odezwał się Jeremi — że asińdziej nie zapomniałeś między tymi