kartce i dosyć dobrze udał, że mu ją nawet trudno odczytać — ruszył ramionami i rzekł.
— Nie wiem, kto to mógł pisać!
Na te słowa jenerał skoczył, jakby się chciał porwać do więźnia z pięściami, ale postawa śmiała i nieustraszona, ruch, który mimowolnie zrobił Rucki, wstrzymały ten zapęd.. Zaczął się śmiać szydersko, poskoczył do biura, wziął z niego drugi kawałek papieru, z mieszkania Ruckiego zabrany i oba zestawiając z sobą podetchnął je prawie pod samą twarz obwinionemu. — Ten jednak przytomności nie stracił.
— To jest moje pisanie — odezwał się — nie przeczę, ale to... nie. Może być do mojego podobném ale mojém nie jest...
— Proszę! do tego raczysz się pan przyznawać — a do tego, które kazałeś zanieść przez człowieka, co panu do oczów stanie... tego się zapierasz... Cóż będzie, gdy ten człowiek poświadczy?
— Kartka nie jest moją i ja o niéj nie wiem nic — powtórzył Kalikst.
Śmiechem dziwnym, złym i gniewnym jenerał zaczął prychać, patrzał na obwinionego i widocznie chciał go onieśmielić. Protokulista pisał coraz wściekléj a miał taki jakiś sposób pisania, że skakał prawie po stole i po papierze. Głowa jego z kolei to się pochylała w lewo, to zginała na prawo, to kładła na ramieniu, to przylegała do papieru... Coś komedyanckiego było w tym biednym skrybie, który zdawał się na jenerała nie wiele zwracać uwagi i nie krępował się wcale jego przytomnością.
Kalikst wytrwał milcząc przypuszczoną napaść. — Jenerał przekonawszy się, że z niego nie dobędzie nic tym sposobem, powrócił do biurka, przestał nań patrzeć, coś napisał i zadzwonił... Wszedł żołnierz, skinął, aby więźnia odprowadzono.
Kalikst powrócił do izdebki. Ta pierwsza próba oczywiście była tylko niejako zbadaniem usposobień i charakteru — początkiem.
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Przed burzą.djvu/100
Ta strona została uwierzytelniona.