O zwykłéj godzinie stróż zabrał światło.... Kalikst położył się do snu — dla tego, że pociemku chodzić dłużéj nie mógł....
Godzina była spóźniona bardzo, gdy zabrzęczało w kurytarzu, drzwi się otworzyły i dwaj żołnierze kazali mu wstawać i iść za sobą.
Te nocne badania powtarzały się często i były także środkiem strwożenia więźniów. — Wkrótce znalazł się obwiniony w tym samym gabinecie, który mu już był znanym, przed tym samym panem jenerałem i tymże rzucającym się tak wściekle z miną urągającą protokulistą. Oprócz nich znajdował się jeszcze jeden wyższy wojskowy urzędnik, który się zachował zrazu neutralnie, jak świadek tylko.
Gdy Kalikst nieco ekscytowany i z gorączką, którą na rozpieczonych policzkach jego znać i widać było, stanął u drzwi, jenerał spojrzał nań parę razy, zapewne, aby wprawném okiem rozpoznać stan jego ducha. Inkwizytorom tego rodzaju doświadczenie daje możność dzielenia ludzi na pewne kategorye; wiedzą oni, jak się mają obchodzić z tymi, co bledną i co się czerwienią, z tymi, co całą energią szafują w pierwszém spotkaniu i wyczerpani słabną wkrótce, — jak przystępować do milczących, jak podchodzić gadatliwych, kiedy użyć łagodności, a gdzie grozy...
Spojrzenie na delikwenta nie było bez celu; patrzali nań pierwszy jenerał, co go już raz próbował, drugi, co mu przybył w pomoc, a na ostatek ów protokulista, z którego miny widać było, że się miał za bieglejszego od nich obu. Gryzł on pióro, rzucał głową, posuwał kałamarz, pięścią walił po papierze i drwiąco w oczy zaglądał Kalikstowi.
Jakiś czas panowało milczenie...
Dwaj starsi panowie wymieniali z sobą szept jakiś urywany i niedosłyszany, pierwszy zwrócił się ku obwinionemu.
— Namyśliłeś się waćpan? zapytał.
— Nie miałem potrzeby myśleć — panie jenerale
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Przed burzą.djvu/102
Ta strona została uwierzytelniona.